Czy miłość można porównać do siatkówki? Czy te dwa
skrajne przypadki coś łączy? Według większości z nas nie, ale to nie oznacza,
że tak jest. W siatkówce walczy się o każdą piłkę jakby była tą jedyną,
decydującą. W miłości walczymy o tą jedną jedyną osobę. Jestem tylko ja i ona
lub jak kto woli zawodnik i piłka. To od nas zależy, jak dalej potoczy się dana
historia. Tak, historia. Historia, której możemy być autorem. Napisać ją
kierując się sercem, nie rozumem, bo to on najczęściej wchodzi z butami w uczucia
żywione sercem. To on wszystko komplikuje. Zmusza nas do myślenia, myślenie
prowadzi do strachu przed reakcją ukochanej osoby. Taka sama sytuacja jest w
siatkówce. Gracz walczy o piłkę. Serce mu podpowiada, że będzie dobrze, że robi
tak jak powinien. Właśnie w tym momencie wkracza rozum. W naszej głowie
pojawiają się scenariusze najbliższych chwil. Ale zawsze tylko te złe.
Wyobrażamy sobie rozczarowane twarze reszty zespołu, lub swój obraz po doznaniu
kontuzji. W miłości, jak i w siatkówce najważniejsze jest ryzyko. Jeśli go nie
podejmiesz, nie osiągniesz nic. Zupełnie nic. Tylko, czy warto je podejmować?
Może lepiej nie walczyć o swoją miłość, marzenia? A co jeśli podjęte ryzyko nie
opłaci się? Zostaniemy sami, nie kochani przez nikogo z wyjątkiem psa, który
trąca nas nosem, aby choć trochę poprawić humor? Jest jeszcze ta druga opcja.
Ryzyko opłaca się. Nasze ciało i duszę przepełnia niepohamowane szczęście.
Świadomość, że ryzyko się opłacało. Toczona przez nas bitwa zakończyła się
sukcesem.
**************************************************
Zaczyna się dość nietypowo, ale to całe opowiadanie będzie inne niż te pisane przeze mnie już wcześniej. Stworzenie tej historii, to taki mój kaprys. Co będzie dalej? Tego nie wie nikt...
Czekam na Wasze szczere opinie. To od Was zależy, czy ukaże się kolejna "odsłona".